poniedziałek, 11 września 2017

Na grzyby...

Ciepła i wilgotna aura sprawiły, iż w moich leśnych rejonach pokazały się grzyby. Ostatnie zapasy suszonych podgrzybków sprzed trzech lat skończyły się w lipcu. Nastała więc pora na uzupełnienie zapasów, a przede wszystkim poobcowanie z przyrodą. 
W piątek, jadąc nad Jezioro Kiełpińskie zatrzymałem się na podlidzbarskim grzyboparkingu. Nie oddalając się od auta więcej niż kilometr nazbieraliśmy wspólnie z żoną  cały kosz kurek. Wyrosły monstrualne, a mimo to nie były zdrewniałe. 





Do tego znaleźliśmy nieco podgrzybków oraz kilka rydzy, które zajęły kolejny kosz. Większość podgrzybków było starych, nieco nadszarpniętych przez ślimaki, ale zdrowych.

Zrezygnowaliśmy z noclegu nad jeziorem i jeszcze tego samego dnia wróciliśmy do domu. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, gdyż postanowiliśmy z samego rana udać się w okolice Janowa i ewentualnie Muszaków, by dalej realizować grzybowe zbieractwo. Już dojeżdżając na miejsce zauważyłem kilkanaście samochodów zaparkowanych na poboczach, do których dołączył także mój.
Mimo tabunu wszelkiej maści grzybiarzy udało mi się na wejściu, obok samochodu, znaleźć kilka podgrzybków, ładniutkich, niedużych zdrowych. Później odkryłem ciekawy patent na zbieranie. Wokół drzew leżały w ściółce odcięte trzony podgrzybkowe, prawdopodobnie sprzed dwóch, trzech dni, były już trochę przywiędnięte. 

Świadczyło to o dobrej miejscówce. Okazało się, że wszyscy omijali te miejsca, gdyż myśleli, że wszystko wyzbierane, a prawda była taka, że obok wyrosły już młode piękne podgrzybki. Po godzinie miałem już koszyczek. Do tego doszło kilka prawdziwków i kurek i następne naczynie zostało zapełnione. 




Podsumowując zbiory żony, syna i jego dziewczyny ogarnęliśmy sześć koszyków. Większość poszła na suszenie. Pod koniec grzybnej eskapady znalazłem pod dębem dziwne fioletowe grzybki, których nigdy nie widziałem. Wyglądały, jak z jakiegoś filmu postapo ukazującego przyrodę po katastrofie nuklearnej. Przyszły mi na myśl "Sny" A. Kurosawy. Po sprawdzeniu  w necie okazało się, że są to lakówki ametystowe. 



Są jadalne, ale walorów smakowych nie mają. Można jednak nimi ozdobić potrawy.