niedziela, 10 marca 2019

Końcówka zimy w terenie

Tegoroczna zima, podobnie jak poprzednia, nie sypnęła śniegiem, nie straszyła mrozem. Czas, w którym mogłem się wybrać w teren nie różnił się niczym od późnej jesieni lub wczesnej wiosny. Po kilkunastoletnim zachłystywaniu się taktycznymi gratami i ubiorami postanowiłem wrócić do traperskich korzeni. Co prawda nigdy się z nimi nie rozstałem na dobre, ale te klimaty odeszły na plan dalszy, by teraz wrócić i to w jak najlepszej wersji. Z moimi uczniami pod koniec lutego udaliśmy się na stałą miejscówkę w pobliskim lesie, by doskonalić poznane wcześniej umiejętności: rozróżnianie podstawowych gatunków drzew i krzewów spotykanych w okolicy, mówienie ich przydatności przy rozniecaniu i paleniu ogniska oraz jako materiał niezbędny w obozowej pionierce.
Wspólnie nazrywaliśmy suchych, żywicznych gałązek świerkowych, wysuszonych gałęzi leszczynowych, nazbieraliśmy kory brzozowej  i zabraliśmy się za przygotowanie materiału na ognisko. Gdy gałezie pyły pocięte i poukładane w odpowiednie stosiki wystarczyło kilka iskier krzesiwa na brzozową korę i ognisko zaczęło płonąć. Dalszą część spotkania pochłonęły działania kulinarne: traperkie hot-dogi na bazie podpłomykowego ciasta, herbata, zupy instant i tradycyjne kiełbadrony. Zajęcia minęły w wesołej atmosferze.






Tydzień później wybrałem się na nockę do pobliskiego lasu. Za cel postawiłem sobie bytowanie w formie tradycyjnej. Mój ubiór stanowiła wełniana kurtka, czapka, sweter i rękawice oraz bielizna z tego samego materiału. Buty skórzane bez membrany oraz szalokominiarka dopełniały resztę garderoby. Narzędzia i akcesoria: Kelly Kettle, stalowa miska i kubek, wykute przeze mnie wokopatelnia, tacka do podpłomyków, łyżkowidelec, nóż i minihawk. Jedynym narzędziem z plastykową rękojeścią była lidlowska składana piła. Żywność stanowił nieodłączny kiełbadron, bazowa zupka chińska, 2 jajka, mąka, woda, proszek do pieczenia, podstawowe przyprawy. Nocleg postanowiłem spędzić w połączonych pałatkach. Jako elementy chroniące przed chłodem wybrałem dwa koce wełniane - cienki i średni pod względem grubości. Podłoże przygotowałem z suchych traw, gałęzi, suchych liści zebranych w bawełnianą poszewkę. Dodatkowo rzuciłem na to pokrowiec koca, pod głowę podłożyłem plecak (też dość ciekawy gadżet, w zasadzie zabytek z brytyjskiej armii z datą na szelkach 1942r.). Po rozbiciu pałatek i przygotowaniu posłania, zebrałem drewno na ognisko i wziąłem się za kulinaria. Z racji tego, iż w lesie było wyjątkowo sucho, zwłaszcza na wzgórzu, gdzie się rozbiłem, nie paliłem typowego ogniska, jedynie te w KK. Całkowicie zaspokajało moje potrzeby. Po zalaniu zupy z wkładką i herbaty, upiekłem kiełbadrona i wszystko spałaszowałem. Powoli zaczęło się ściemniać, więc we wnętrzu zapaliłem dwa podgrzewacze. Usłyszałem koło namiotu tętent, wyjrzałem z pałatki. Zmierzchało się i widoczność była ograniczona, prawdopodobnie był to dość okazały jeleń.  Około dwudziestej byłem na tyle zmęczony, iż zachciało mi się spać. Miałem, co prawda, robić podpłomyki, ale czułem, że i tak ich nie zjem. Postanowiłem odłożyć to na rano, podobnie jak jajecznicę z kiełbasą. Zdjąłem buty, wyciągnąłem się wygodnie i wsłuchiwałem się w odgłosy natury. Wokół miejscówki były wydeptane ścieżki. Jak się okazało - uczęszczane. Co jakiś czas coś przechodziło lub przebiegało. Sądząc po ich tupocie, nie były to lekkie zwierzęta. Około 22 zrobiło mi się błogo i zasnąłem. Obudził mnie chłód. Wyjrzałem na zewnątrz, wszędzie szklił się szron. Temperatura musiała sporo spaść poniżej zera. Owinąłem się mocniej kocami, ale długo nie mogłem się rozgrzać. W końcu ponownie zasnąłem. Nie był to jednak sen komfortowy, raczej walka o zachowanie względnego ciepła przy ciele. Około piątej rano stało się to tak kłopotliwe, że postanowiłem wstać i się rozgrzać. Kilka ćwiczeń ruchowych i poczułem się jak młody bóg, przy okazji rozbudziłem się. Postanowiłem więc wcześniej wrócić do domu. Spakowałem graty, zarzuciłem plecak i po kilku kilometrach byłem już na miejscu. Myślę, że w marcu uda mi się zaliczyć jeszcze jakąś leśną nockę. Wybiorę jednak miejscówkę pod kątem lepszego materiału na posłanie, a z cienkiego koca zszyję śpiwór.