Tyle tytułem wstępu. Po pierwszym zniesmaczeniu owe niedogodności przyjąłem jako wyzwanie. Rozebrałem część konstrukcji, z której drewno wykorzystałem jako ekran. Dach postanowiłem podpiąć z poncho, a drewno połamać między drzewami lub porąbać mikrosiekierką.
Pionierka obozowa poszła szybciej, niż przewidywałem. Nie chcąc siedzieć przy ognisku przy ok. 18C na dworze, postanowiłęm odpalić spirytusową kuchenkę, przetestować ją pod kątem wydajności paliwa. Napędzam ją biopaliwem do kominków, które jest dość tanie i pozostawia śmierdzącej sadzy na dnie naczyń, jak to czyni, np. denaturat. Paliwo przelałem do 50ml plastykowych buteleczek po whisky. Byłem ciekaw, ile operacji grzewczych można przeprowadzić na tej niewielkiej objętości. Okazało się, iż w warunkach wiosennych zagotowałem 0,5 l wody i usmażyłem na małej patelni jajecznicę. Taka porcyjka na jedno użycie w terenie jest idealna. Muszę zadobyć więcej buteleczek.
Po konsumpcji odpocząłem nieco i przygotowałem materiał opałowy na całą noc. Według pogody temperatura nocą miała spaść do 2C, a wziąłem jedynie junglowy śpiwór Snugpaka. Posiedziałem przy ognisku, pojadłęm nieco i o 22.00 poszedłem spać. Około godziny 2.00 w nocy poczułem niemiły chłód. Rzeczywiście temperatura oscylowała w okolicach zera. Przymrozku jednak nie było, niebo bezchmurne, niesamowicie rozgwieżdżone. Zdjałem poncho z dachu, owinąłem się nim dodatkowo i smacznie spałem do rana. Rankiem rozdmuchałem ogniskowy żar, zagotowałem wodę na herbatę oraz ugotowałem jajka na twardo na kanapeczki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz