niedziela, 22 lutego 2015

Łuk ogniowy "z marszu"

Będąc dziś w pobliżu opisywanej wcześniej miejscówki, postanowiłem rozpalić ognisko łukiem ogniowym. Na skonstruowanie wszystkich elementów miałem około 1,5 godziny czasu (tyle na ogół trwa jazda konna żony). Po drodze gromadziłem podpałkę z wiech trzcin, pałkę wodną, korę brzozy oraz rzepy łopianu. 



Na cięciwę wyzyskałem sznurek od prasy walający się przy drodze. 


Po dotarciu na miejsce, szybko zabrałem się za wyszukiwanie materiału na deseczkę, łuk i świder.Deseczkę wykonałem z lipy, świder z leszczyny, a łuk z gałęzi głogu. Niestety, lipowe drewno, mimo pozornej suchości, okazało się wilgotne i lekko zmurszałe, a efekt to lekko zabrązowione wgłębienie.






 Mając jeszcze nieco czasu, wystrugałem kolejną deszczułkę z leszczyny.
Dym i tlący się pył uzyskałem dość szybko, lecz kondycyjnie nie wytrzymała cięciwa, która się błyskawicznie przetarła. Chciałem wymienić ją na sznurek ściągający komin plecaka lub sznurowadło, lecz minął już czas do mojej dyspozycji i musiałem wracać do domu. 



Myślę, że po zmianie sznurka, w ciągu pół godziny siedziałbym przy ognisku z kubkiem gorącej herbaty. Znałem jednak teren, wiedziałem jakie gatunki drzew i krzewów rosną, więc skorzystałem ze sprawdzonych materiałów. 

2 komentarze: