sobota, 12 maja 2018

Kolejna nocka w lesie

    Wolna majówka to okres, w którym udało mi się wygospodarować czas na samotny pobyt w lesie. Atak ogrodowych prac został odparty i zakończony zwycięstwem. Pozostawiwszy cały ten majdan, udałem się do lasu na swoją starą miejscówkę, którą wkrótce zdemontuję, przywrócę teren do pierwotnego wyglądu i poszukam nowej, gdyż ta straciła niestety swój urok. Odwiedził ją bowiem jakiś "Janusz Zaradności", miłośnik papierosów Marlboro (leżały pety), zabrał starą sfatygowaną plandekę i piłę własnej roboty z brzeszczotem za 6zł. Myślę, że gdy wrócił do domu, na pewno zyskał aplauz w rodzinie za swój spryt i przedsiębiorczość i mógł w chwale i sławie siąść na swoim fotelu Prawdziwego Polaka i oglądać "Świat według Kiepskich", który pewnie i tak jest dla niego niedoścignionym ideałem życia.
   Tyle tytułem wstępu. Po pierwszym zniesmaczeniu owe niedogodności przyjąłem  jako wyzwanie. Rozebrałem część konstrukcji, z której drewno wykorzystałem jako ekran. Dach postanowiłem podpiąć z poncho, a drewno połamać między drzewami lub porąbać mikrosiekierką.
Pionierka obozowa poszła szybciej, niż przewidywałem. Nie chcąc siedzieć przy ognisku przy ok. 18C na dworze, postanowiłęm odpalić spirytusową kuchenkę, przetestować ją pod kątem wydajności paliwa. Napędzam ją biopaliwem do kominków, które jest dość tanie i pozostawia śmierdzącej sadzy na dnie naczyń, jak to czyni, np. denaturat. Paliwo przelałem do 50ml plastykowych buteleczek po whisky. Byłem ciekaw, ile operacji grzewczych można przeprowadzić na tej niewielkiej objętości. Okazało się, iż w warunkach wiosennych zagotowałem 0,5 l wody i usmażyłem na małej patelni jajecznicę. Taka porcyjka na jedno użycie w terenie jest idealna. Muszę zadobyć więcej buteleczek.
Po konsumpcji odpocząłem nieco i przygotowałem materiał opałowy na całą noc. Według pogody temperatura nocą miała spaść do 2C, a wziąłem jedynie junglowy śpiwór Snugpaka. Posiedziałem przy ognisku, pojadłęm nieco i o 22.00 poszedłem spać. Około godziny 2.00 w nocy poczułem niemiły chłód. Rzeczywiście temperatura oscylowała w okolicach zera. Przymrozku jednak nie było, niebo bezchmurne, niesamowicie rozgwieżdżone. Zdjałem poncho z dachu, owinąłem się nim dodatkowo i smacznie spałem do rana. Rankiem rozdmuchałem ogniskowy żar, zagotowałem wodę na herbatę oraz ugotowałem jajka na twardo na kanapeczki.


 Po posiłku posprzątałem teren i graty, zasypałem ziemią ognisko i udałem się do domu, bowiem po południu czekała mnie wycieczka nad jezioro. Krótka relacja z wycieczki lasem między dwoma jeziorami - Welski Park Krajobrazowy.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz