Tym razem rozpocząłem od zagotowania niewielkiej ilości wody, ot tyle, by zalać vietkonga. Nie zdążyłem nawet rozrobić ciasta na podpłomyki, gdy woda już wrzała. Zalałem zupkę, zestawiłem czajnik, a na palenisko nałożyłem kuchenkę "Samotny wilk" oraz jedną z fajerek. Po dołożeniu drewna, ogień wkrótce wesoło buzował. Wiatr się wzmógł poprawiając cug i zaczął siąpić deszcz, co akurat nie sprzyjało dalszemu testowi. Na chwilę jednak nieco się uspokoiło, więc mogłem kontynuować wypiekanie podpłomyków. Kiedy w komorze spalania dominował żar, rzucone na fajerę ciasto szybko rosło i w miarę równomiernie przyrumieniło się. Wystarczyło jednak dołożyć kilka patyków, by zaczęło się przypalać od zbyt gwałtownego nagrzania fajerki.
Moim zdaniem najpierw należy naprodukować całą komorę żaru, najlepiej z twardego drewna liściastego, a dopiero później piec. Nadstawka "Samotny wilk" spisuje się bardzo dobrze, nie gorzej niż odpowiednik w Kelly Kettle. Fajery przydają się, lecz nie są niezbędne. Równie dobrze można nad kuchenką upiec ciasto w formie żmijki na patyku. Podczas smażenia minimalizują okopcenie naczynia przyjmując całą sadzę na siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz