poniedziałek, 31 października 2016

Survival Kettle vs Kelly Kettle cz. II

   Miał być piękny filmik w cudnych plenerach, lecz pogoda tak się zepsuła, że dopiero dziś udało mi się znaleźć trochę czasu i rozsądnej pogody, by bez zniszczenia telefonu zrobić choć kilka zdjęć i przeprowadzić dalszą część testu czajniczka Survival Kettle. 
   Tym razem rozpocząłem od zagotowania niewielkiej ilości wody, ot tyle, by zalać vietkonga. Nie zdążyłem nawet rozrobić ciasta na podpłomyki, gdy woda już wrzała. Zalałem zupkę, zestawiłem czajnik, a na palenisko nałożyłem kuchenkę "Samotny wilk" oraz jedną z fajerek. Po dołożeniu drewna, ogień wkrótce wesoło buzował. Wiatr się wzmógł poprawiając cug i zaczął siąpić deszcz, co akurat nie sprzyjało dalszemu testowi. Na chwilę jednak nieco się uspokoiło, więc mogłem kontynuować wypiekanie podpłomyków. Kiedy w komorze spalania dominował żar, rzucone na fajerę ciasto szybko rosło i w miarę równomiernie przyrumieniło się. Wystarczyło jednak dołożyć kilka patyków, by zaczęło się przypalać od zbyt gwałtownego nagrzania fajerki. 
Moim zdaniem najpierw należy naprodukować całą komorę żaru, najlepiej z twardego drewna liściastego, a dopiero później piec. Nadstawka "Samotny wilk" spisuje się bardzo dobrze, nie gorzej niż odpowiednik w Kelly Kettle. Fajery przydają się, lecz nie są niezbędne. Równie dobrze można nad kuchenką upiec ciasto w formie żmijki na patyku.  Podczas smażenia minimalizują okopcenie naczynia przyjmując całą sadzę na siebie. 















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz